Tegoroczna wiosna chyba nieszczególnie próbowała zdobywać punkty w plebiscytach sympatii czy popularności. Pod górkę mieli zwłaszcza miłośnicy rowerowych przygód, bo napisy „chłodno” i „mokro” dosyć kiepsko wyglądają na dwóch kołach (zwłaszcza na dłuższą metę, dzień po dniu). Po raz kolejny jednak znalazło się coś jeszcze mniej optymistycznego od samej pogody – a mianowicie były to PROGNOZY pogody.
Na kończący pierwszą część sezonu etap małopolski w pierwszej kolejności zapowiadano deszcz, a w drugiej – jeszcze trochę deszczu. Tym większe musiało być zaskoczenie wszystkich, którzy w niedzielne dopołudnie postanowili pojawić się na przykrytym zielenią Rynku w Czchowie. Czerwcowe słońce przyświecało bowiem zupełnie uczciwie, a urozmaicone chmurkami połacie lazurowego wręcz nieba bardziej skłaniały do wyciągania leżaków, niż pospiesznych przygotowań do startu w rytmie nawoływań „jedźmy póki nie pada!”
Pierwsza godzina upłynęła niemal bajkowo. W otoczeniu łagodnie falujących wokół Czchowa zielono-żółtych wzgórz, na umiarkowanie wymagających podjazdach i na pozwalających nabrać oddechu oraz prędkości zjazdach. Ciepło, ale nie za gorąco. W takich warunkach trzykilometrowa wspinaczka legendarną serpentyną z Tymowej poszła jak po maśle. A potem ten zjazd – do Iwkowej i dalej na Łososinę – z początku dynamiczny, a następnie przyjemnie długaśny! Łydka luźniutka – a prędkościomierze ciągle wskazują 40, 45, 50 km/h… Po prawdzie to nie wiadomo, kiedy mija pierwsze 35km, czyli… 1/3 dystansu (przynajmniej w teorii!)
Druga godzina jak w piosence o niedźwiedziu: cichutko i na paluszkach, żeby nie zbudzić złego. A przy tym powolutku – choć tu przyczyna jest trochę inna. Podjazd przez Sechnę na Dobrociesz to naprawdę solidny kawał góry. Może nie aż taki, żeby trzeba było zsiadać i podprowadzać (a w okolicy takich nie brakuje!) – ale przez ponad 2km dwucyfrowe nachylenie jest raczej normą niż przypadkiem. Przed szczytem fotograf łapie kadr za kadrem, bo miejsce jest wyjątkowo fotogeniczne. Z pobliskich domów wychodzi kilkoro zaciekawionych mieszkańców – jedni przyglądają się z podziwem, a drudzy wesoło dodają animuszu. I gdzie teraz będą jechać? W dół do Wojakowej i potem podjazd od drugiej strony? Ten obok wyciągu? No to się jeszcze muszą napocić!
Kolejny podjazd jest już wyraźnie łatwiejszy. Przy okazji mija połowa dystansu i można uzupełnić energię na pit-stopie. Towarzystwo trochę się poszarpało, ale o dziwo na czele zgodnie kręci 10-osobowa grupa. Skupieni ale uśmiechnięci. Żwawo i bez ociągania (bo zapach deszczu wisi w powietrzu), ale też i bez przesadnej nerwowości. Wiedzą że chociaż jazda góra-dół czeka do samego końca, to jednak najstromsze i najtrudniejsze technicznie fragmenty zostały już pokonane. Ktoś z marketingu mógł by nawet beztrosko rzucić, że pagórki od Rozdziela przez Żegocinę, Kamionną, Łąktę i Rajbrot należy rozpatrywać w kategoriach „małych przyjemności”. Oczywiście wiele zależy ile komu paliwa zostało w baku, ale z obserwacji wiemy, że ta środkowa część trasy to i Uczestnikom jadącym na dalszych pozycjach przebiegła bez większego wysiłku.
Pierwsze krople zaczęły spływać na początku trzeciej godziny, ale wówczas nastąpiła też nawrotka w stronę Czchowa i… opady zostały z tyłu. Radary jednoznacznie wskazywały rozwój wydarzeń, niemniej jezdnie wciąż pozostawały suche. W tej sytuacji każdy łykał kolejne kilometry ile sił w korbach, a szanse na happy end rosły z każdym kwadransem. Zwłaszcza że do głosu coraz poważniej zaczęły dochodzić elementy sportowej rywalizacji i ujawniły się pokłady energii skrywanej dotąd w osobnych przegródkach ;) W czołówce decydująca akcja rozegrała się na przedostatnim wzniesieniu dnia, czyli mocno zakręconej serpentynce na Połom Mały. Z relacji naocznych świadków wynikało, że niektórym najwyraźniej pomyliły się biegi, bo zaczęli podjeżdżać z większą prędkością, niż normalni ludzie tamtędy zjeżdżają ;) W ten sposób na wysokości znaku „Gmina Czchów Wita” kolejność na pierwszych 2 miejscach była już ustalona (Michał Kielar przed Mateuszem Skarżyńskim), natomiast podium miał uzupełnić ktoś z kalkulującej na zimno grupy pościgowej (najwięcej sił zachował Wojciech Bereza, a komplet wyników można sprawdzić w tabeli poniżej 👇)
Na dalszych miejscach większych ataków przypuszczać nie było trzeba, bo na etapach o takiej charakterystyce selekcja kasuje śmiałków od tyłu. Ostatnie kilometry to już bardziej „jazda indywidualna” – bez większych szans na doścignięcie kogokolwiek, ale też i bez większego ryzyka zostania złapanym (chyba że ktoś „strzeli” – albo kogoś dopadnie defekt). Po prostu trzeba jechać „swoje” i poszczególne puzzle wskakują na swoje miejsce w rajdowej układance. W tym wszystkim nie zgadzało się tylko jedno – nie padało. Finałową kreskę przejechał pierwszy, drugi, dziesiąty, dwudziesty…. Dalej nic. Zamiast zmykać w pośpiechu do bazy – przy finiszu zebrały się komitety gratulacyjne, posypały się żarty i zupełnie świeże anegdoty z trasy oraz polało się bezalkoholowe piwo od Carlsberg Polska. Wreszcie gdy zrobiło się cokolwiek tłoczno i mało przejezdnie – zawiało, zaszumiało – a po chwili rozpadało się na dobre. Do tego stopnia, że ostatniej grupie faktycznie przyszło kończyć w rzęsistym deszczu, a na potrzeby dekoracji zaanektowana została zadaszona werandka czchowskiego Inkubatora Przedsiębiorczości (wszystko pod czujnym okiem Burmistrza Krzysztofa Szota, który bardzo rzeczowo i serdecznie gratulował Uczestnikom ukończenia tak wymagającej trasy).
My także gratulujemy – i to każdemu bez wyjątku. Bo nie ulega wątpliwości, że spisaliście się świetnie – zarówno w kontekście osiągniętych wyników, jak i stworzonej atmosfery. Dziękujemy za wspólnie spędzoną niedzielę i zapraszamy kiedyś znowu – najlepiej wtedy gdy przyjdzie Wam do głowy zrobić coś wariackiego i frajdownego zarazem!
Ponadto serdeczne podziękowania składamy naszym Gospodarzom, Patronom i Partnerom cyklu oraz wszystkim, którzy przyczynili się do powodzenia rajdu – na słowa uznania i wdzięczności zasłużyli w szczególności:
=> Gospodarze Rajdu: Gmina Czchów, Miejski Ośrodek Kultury, Sportu i Rekreacji oraz Samorząd Województwa Małopolskiego
=> Partnerzy całego Cyklu: Carlsberg Polska (marki ŻATECKY i SOMERSBY), MJProTour – wyjazdy i treningi kolarskie, Dandy Horse Wheels, GOG Eyewear, Na Osi – Trening & Dietetyka, Deli Tire Polska, Sport Konsulting / POLAR Polska, EKOI Polska oraz VeloPlanner
=> a także Patroni: Ministerstwo Sportu i Turystyki oraz Polska Organizacja Turystyczna
Piotr Ostachowski (Exploremore)





















































































































































