Rajd #9 – podlaskie


Podlaski Rajd, ze startem i metą w Goniądzu, zapowiadał się na najdłuższy w obecnej Edycji (i wszystko wskazuje, że tak właśnie będzie). Licząca blisko 119 km trasa mogła zostać w razie potrzeby skrócona w 2 miejscach po około 10 km – ale nie obyło by się to bez uszczerbku na jej niepodważalnych walorach przyrodniczych. Niemniej w kontekście panujących owego czasu niemiłosiernych upałów oraz zapowiadanych nawałnic, do końca byliśmy przygotowani na konieczność skorzystania z wariantu „rezerwowego”. Ale po raz kolejny okazało się, że z dobrą pogodą nam po drodze i zapowiadane burze z gradem ominęły nas w bezpiecznej odległości. Owszem, coś tam „przelało”, ale tak naprawdę „dostało się” tylko Czołówce (za karę, że tak szybko jechali!). Jadący w kolejnych grupach doświadczyli ledwie kilku przelotnych kropel oraz widoku groźnie zasnutego przez chwilę nieba.

Dzień jednak rozpoczął się upalnie, z suchym gorącym wiatrem, a pierwsze skrzypce w peletonie grały Panie! Marzena i Roksana wręcz zawstydzały swoją formą i ambicją raz po raz wychodząc na zmiany i żwawo podkręcając tempo. W podlaskim krajobrazie sami już kolarze stanowili niecodzienny obrazek, a co dopiero prowadzeni przez Kobiecy Duet! I kto wie, jak by się potoczyły losy Rajdu i ostateczne rozstrzygnięcia, gdyby nie „guma” u Roksany złapana gdzieś na wysokości 30. kilometra. Nie zważając na ryzyko utraty punktów w Klasyfikacji Generalnej, do pomocy przy wymianie zaoferował się – jak na prawdziwego Lidera przystało – Piotr Jarząbek. Na Kolegę z kolei „poczekał” Mirosław Szraucner i zmienił się nieco układ w „peletonie”, choć akurat jadący „w czubie” wicelider Robert Pokora nie zamierzał wykorzystywać sytuacji i kręcił w umiarkowanym tempie, bez żalu dając się doścignąć w okolicach bufetu. Z tym że po tych przetasowaniach (oraz innych drobnych defektach) na czele kręciła już nie „dziewiątka”, a tylko „piątka”. Pozostałą „czwórkę” scalił przy bufecie przebrany za „rajdowca” niżej niepodpisany Karol Koneczny i w bardziej swobodnym już rytmie pogonił na odkrywanie uroków „Międzyrzecza” Biebrzy i Narwi. Inaczej być nie mogło, bo Carska Droga robiła mocne wrażenie – podobnie okolice Osowca i Płochowa, bezwstydnie zawładnięte przez Naturę.

Ale emocji i przeróżnych perypetii generalnie tego dnia nie brakowało. Awarie, defekty i zdrowotne wahnięcia słały się gęsto, tym większa satysfakcja z ukończenia Etapu, która ostatecznie przypadła w udziale 12 Uczestnikom. W kontekście rywalizacji sportowej tym razem ciekawe rzeczy działy się nie tyle na finiszu (jak to na płaskich etapach bywa), co na ostatnich kilometrach. Wtedy to swoich sił postanowiła spróbować Marzena Moniuszko, która narzuciła (i utrzymała) nadspodziewanie wysokie tempo. Rękawicę podjął zabójczo skuteczny na finiszach Mirosław Szraucner i znowu mógł unieść ręce w geście tryumfu mijając „kreskę” dosłownie 2 sekundy przed Marzeną. Jadący za tą dwójką nieco „na radar” Piotr Jarząbek był trzeci ze stratą 20 sekund, a po kilkudziesięciu kolejnych przyjechali Jacek Maron i Robert Pokora. Z drugiej grupy najwięcej sił w końcówce zachował Mirosław Czapliński, a dzielnie walczący z przeciwnościami losu Roksana Orzyszek i Jacek Kloc zajęli odpowiednio 8. i 9. miejsce.

Z własnymi słabościami musieli mierzyć się jeszcze debiutujący na takim dystansie i w takiej „formule” Wojciech Cis, Karol Zadykowicz i Tomasz Ordza. Wszyscy trzej poradzili sobie jednak znakomicie (a przy tym naprawdę wiele zobaczyli!) i wkrótce również przekroczyli stanowiący metę most na Biebrzy w Goniądzu. Tym sposobem można było przejść do finałowych „-racji” imprezy, czyli regeneracji i dekoracji. A po wymianie wzajemnych wyrazów uznania i gratulacji oraz wręczeniu okolicznościowych nagród i upominków – na wszystkich czekała orzeźwiająca kąpiel w nurtach rzeki (aczkolwiek większość wybrała jednak wersję z prysznicową słuchawką).

Znakomitej postawy gratulujemy serdecznie wszystkim – i dziękujemy Wam za udział! Do zobaczenia przy okazji kolejnych Rajdów!