Rajd #7 – dolnośląskie


Każdy rajd dostarcza nam nowych, często niezapomnianych wrażeń. Ten, który miał miejsce w dolnośląskiej Dolinie Baryczy, póki co zapisuje się jako najbardziej „rodzinny” i „rekreacyjny”. Na starcie stanęły obok siebie 3 pokolenia Uczestników, a wśród Kibiców co najmniej 2 kolejne! Do ambitnie nastrojonych mężów dołączyły żony, dzieci i ojcowie, a dziadkowie pilnowali najmłodszych. Natomiast w „parku maszynowym” rowery turystyczne licznie i dumnie prezentowały się obok szosowych.

Piknikowej atmosferze niewątpliwie sprzyjała bardzo przyjemna, lipcowa pogoda – było ciepło, słonecznie, ale jednocześnie nie za gorąco i z łagodnie owiewającym wiaterkiem. W sam raz, by w takt sobotniego przed- i popołudnia przemierzyć wytyczone ścieżki. Szczególnym uznaniem cieszyły się krajobrazy z powszechnie dostępnej tu serii „po lewej las, po prawej staw”, a połyskująca woda magnetycznie przyciągała spojrzenia żwawo pedałujących rowerzystów. Mimo bezliku okoliczności kuszących do odpoczynku, spod kół ubywały kolejne kilometry.

Cała trasa składała się z 6-7 większych fragmentów, a 4 z nich polecaliśmy jako szczególnie przyjemne i atrakcyjne przyrodniczo. Pierwszy zaczynał się już w Miliczu, skąd po przekroczeniu Baryczy miarowo sunęliśmy wzdłuż stawów aż do Radziądza. Kawałek dalej opuściliśmy drogę wojewódzką i zatopiliśmy się w leśnej gęstwinie kryjącej Jelenie Stawy, Rudę Żmigrodzką czy staw Jamnik. Gdy kolejny raz przejechaliśmy nad Baryczą wodne zbiorniki zostały nieco na północy, a całości dopełniły dwa przepyszne leśne odcinki – z Gruszeczki przez Pracze do Wierzchowic oraz finałowa runda z nawrotem w Kuźnicy Cieszyckiej. Im dalej „w głąb” trasy, tym częściej kilkuosobowe grupki dzieliły się na „dwójki” i „trójki”.

W tej wesołej grupie znalazło się też miejsce dla zwolenników wyższych prędkości. Początkową próbę sił – czyli „rozjazdowe” 20 kilometrów do Radziądza – przetrwała szóstka zawodników, która w okolicach połowy dystansu stopiła się do „czwórki”, by następnie w zgodnym rytmie pedałować tak gdzieś do… przedostatniego kilometra ;) Wówczas każdy zaczął rozgrywać rajd według własnego pomysłu, a obronną nogą z tej rywalizacji wyszedł (ponownie!) lider Klasyfikacji Generalnej naszego cyklu Piotr Jarząbek, który po udanej kontrze wyprzedził o kilka długości „Tomaszów Dwóch” – Launera oraz Szymczaka – oraz Roberta Pokorę, który ze względu na ilość włożonej w końcówce pracy podczas finiszu był na straconej pozycji. W ostatecznym rozrachunku wysiłek Robertowi jednak się opłacił, albowiem na koniec dnia przesunął się na drugie miejsce w „generalce”! Na trzecie, po kolejnej konsekwentnej jeździe, wskoczył drugi Lublinianin – Jacek Kloc.

W kategorii rowerów turystycznych najżwawiej pedałowali Grzegorz Dziębor, Krzysztof Kubiak i Rafał Szczotka, przy czym Grzegorz i Rafał potwierdzili swoją dyspozycję z pamiętnego rajdu w Stobrawskim Parku Krajobrazowym, a Krzysztof cieszył się mianem Debiutanta w naszych rajdach (jak bardzo się cieszył – widać na finiszu!). Wśród Pań sprawdziła się klasyczna wyliczanka, czyli „do trzech razy sztuka” – po dwóch znakomitych startach w Celestynowie i Widawie tym razem Sylwia Wenc okazała się najszybsza, a kolejne na mecie pojawiły się Agnieszka Mazurowska i Julita Szachiewicz.

A po dekoracjach jeszcze długo nie cichły śmiechy i serdeczne rozmowy, często prowadzące do konkluzji, że sportowa rywalizacja i owszem – ma swój wymiar i wagę, ale wcale nie jest najważniejsza! Co jednak w żaden sposób nie umniejsza gratulacji, które składamy bez wyjątku wszystkim Uczestnikom rajdu – przede wszystkim w uznaniu za świetną wspólną zabawę! Do zobaczenia ponownie!!

„Instrukcja” – w związku z wykorzystaniem w relacji zdjęć z kilku aparatów, chronologiczna kolejność zachowuje się tylko w układzie „całościowym”, jak poniżej. Po naciśnięciu pojedynczego zdjęcia i przewijaniu „następny / poprzedni” chronologia trochę się niestety rozjeżdża…