
Historia naszych rajdowych startów w październiku nie jest szczególnie bogata, ale wspomnienia mieliśmy raczej dobre i z takim też nastawieniem szykowaliśmy się do rajdów na Pomorzu. Owszem – dzień już jest wyraźnie krótszy, a poranki i popołudnia bywają rześkie. Niemniej wyszliśmy z założenia, że w sprzyjających warunkach nie powinno być trudności ze znalezieniem kilku przyjemnych godzin na przejechanie dystansu rzędu 100 km!
W sobotni poranek na skraj Doliny Słupi w pierwszej kolejności przywiało bardzo pogodną ekipę. Mimo iż słońce mocno się ociągało by ogrzać nieco okolicę zza niepokojąco grubych chmur, to w ogólnym harmiderze przedstartowych przygotowań najskuteczniej przebijały się nastroje wesołe i pełne pozytywnej energii. Zapewne duża w tym zasługa Kobiet, które w Krępie Słupskiej stawiły się w dość licznym składzie – po czym szybko zawojowały podwórko, wywalczyły osobną grupę startową i śmiało stanęły we frajdowne szranki! Pod takim naporem Panom pozostało do wyboru albo nieco się zdystansować, albo podzielić entuzjazm i przyłączyć do zabawy.
Przygotowana trasa nie była może jakoś szczególnie wymagająca, ale w połączeniu z silnym bocznym wiatrem do najłatwiejszych z pewnością nie należała. Na pierwszych kilometrach doszło więc do prezentacji i przegrupowania sił, ale żadne większe szarże nie nastąpiły – zdecydowana większość Uczestników okazała się ukontentowana możliwością czerpania przyjemności z jazdy po malowniczych terenach parku krajobrazowego. Z im bardziej schowanego fotela – tym lepiej. Sportowe ambicje zostały więc odłożone na drugą część rajdu, czy może nawet na ostatnią kwartę. I trudno się takiem nastawieniu dziwić, zwłaszcza biorąc poprawkę na warunki pogodowe, przyjemne otoczenie i zapewne jedną z ostatnich tego roku okazji do jazdy w grupie.
To i owo potwierdziło się na bufecie w Łubnie. Nawrotce „z zastrzykiem energii” na parkowo-leśnym parkingu przy uroczym szachulcowym kościółku nie towarzyszyły bowiem niemal żadne oznaki nerwowości czy niecierpliwości. Było trochę markowania, trochę wzajemnego podpuszczania – ale okazało się, że równie trudno jest opuścić strefę komfortu co strefę żartów. Oczywiście z upływem dystansu sytuacja zaczęła ulegać zmianie. Zgodnie z przewidywaniami, niewdzięczną rolę testu prawdy spełnił ponad dwukilometrowy podjazd „między Gałęźniami”, gdzie najwyraźniej kilku zawodników pobrało dodatkowe pakiety energii z ulokowanej u podnóża elektrowni wodnej. I od tej pory sportowa rywalizacja nabrała pokaźnych rumieńców. Mimo starań, mimo chęci – raz poszarpanych peletonów skleić na powrót już się nie dało, w związku z czym do mety mknęły grupki co najwyżej 5-6-osobowe.
Jako pierwszy na finiszową kreskę (oczywiście wiodącą lekko pod górę) dotarł skutecznie uciekający duet w kolejności Bartosz Adamski (Krępa Kaszubska / Lew Lębork) i Radosław Latański (Kusice / Toyota Kawisbike Słupsk). Natomiast chwilę później zameldował się zawzięcie goniący kwintet, z którego po trzecie miejsce sięgnął Paweł Bartczak (Gdańsk). Wśród Pań prym wiodły Agaty, a w tle rozgrywał się jeszcze pojedynek pomorskich stolic. Ostatecznie „na swoim terenie” triumfowała Agata Mikołajczyk (Gdańsk / Działaj.Inspiruj) przed Agatą Walkowiak (Gryfus Szczecin), a podium chwilę później uzupełniła Grażyna Matkowska-Cichocka (również Gryfus Szczecin).
Za wspólnie spędzony czas, dużo luzu i świetną zabawę dziękujemy wszystkim Uczestnikom – jednocześnie gratulujemy osiągniętych wyników i pokładów pozytywnej energii!
Za wsparcie przy organizacji składamy natomiast uprzejme podziękowania Gospodarzom wydarzenia (czyli Gminie Słupsk i Powiatowi Słupskiemu) Partnerom całego Cyklu (Martombike, Goggle, Deli Tire) oraz Patronom (Ministerstwo Sportu, Polska Organizacja Turystyczna, PTTK, Rowerem przez Polskę, Magazyn bikeBoard i Velonews.pl).

📸 Robert Rabiej – dzięki!
(+ kilka zdjęć z dekoracji: Ewelina Urban / Gmina Słupsk – również dziękujemy!)