Rajd #5 – dolnośląskie


Dolnośląski etap tegorocznej edycji „Grand Prix Amatorów na Szosie – Rowerem przez Polskę” na długo powinien utkwić w pamięci! Tym razem pasjonaci kolarstwa szosowego zmagali się z urokami Sudetów Wałbrzyskich na 120-kilometrowej rundzie ze startem i metą w Boguszowie-Gorcach. Łączne przewyższenie miało wynieść ok. 1.700 m, trzeba więc było mieć sporo odwagi i wiary w swoje umiejętności [oraz wytrzymałość], by stanąć na starcie tak wymagającej trasy. A prognozy meteo nie prezentowały się zbyt zachęcająco…

Rozpoczęło się powyżej oczekiwań. Majowe słońce na błękitnym niebie szybko wywindowało temperaturę z +1C o świcie do nawet kilkunastu stopni w czasie… powitania. Co prawda chmury zaczęły gromadzić się i przybierać na gęstości w zasadzie od samego początku, ale jednak pierwsze dwie godziny jazdy upłynęły w zupełnie przyjemnych, wręcz sprzyjających warunkach. Tym bardziej, że Uczestnicy niesieni na skrzydłach peletonu lub nieco mniejszych grupek, mknęli do przodu z nieskrępowaną radością – na fali tej euforii niektórzy mieli nawet wrażenie, że „prawie cały czas jest w dół”. Wskazywałyby na to osiągane prędkości, albowiem w pagórkowatym terenie średnia oscylowała wokół 35 km/h. Na łatwiejszych technicznie zjazdach liczniki ochoczo pokazywały 70 km/h, na wypłaszczeniach takich jak np. z Krzeszowa do Kamiennej Góry – 40, a momentami nawet 50 km/h; krótsze wzniesienia pokonywane były „rozpędem”, a dłuższe przeważnie w tempie 25-30 km/h [faktycznie na pierwszych 60 km „w dół” było ok. 750 m, ale i ok. 450 m „w górę”]. Kto chciałby poznać więcej szczegółów, może zerknąć do segmentów na stravie – aktualnie w czołówkach wielu z nich widnieją bowiem nazwiska Uczestników sobotniej zabawy.

Schody zgodnie z zapowiedziami zaczęły się po bufecie. Najpierw jeszcze szybki techniczny zjazd – w sam raz dobry na trawienie – a następnie 4 podjazdy, które bezlitośnie porozrywały zgodnie dotychczas pedałujących harcowników. Wszystko rozegrało się systematycznie i stopniowo – z Dziećmorowic do Zagórza Śląskiego razem wjechała jeszcze całkiem liczna grupa, również serpentynka spod tamy do korony J. Bystrzyckiego poszła zbliżonym tempem. Gdy jednak pojawiły się kilkunastoprocentowe ścianki za Michałkową – różnice stały się już widoczne. Jedni jechali na 100, a nawet na 200%, podczas gdy drudzy starali się zachować jeszcze trochę sił licząc pewnie na odrobienie strat w ostatniej fazie. Ale i tak pulsometry szalały, oczy zachodziły mgłą, a w korbach było masło wymieszane z drewnem. Do tego serce i nogi drżały przed ścianą prawdy, czyli 2-kilometrowym podjazdem na Rzeczkę Górną (średnio bite 10%). Tam właśnie konkurentów postanowił sprawdzić „poznański góral” Łukasz Pękala – i uczynił to skutecznie, bo mimo pozostających od szczytu do mety 30 bynajmniej nie płaskich kilometrów na finiszu zjawił się samotnie pierwszy. Bezpośrednio wyzwanie podjął jedynie Dawid Koza (Kochanowice) – i ten z kolei przez 30 km „wisiał” pomiędzy liderem a grupą „pościgową”. Na kolejnych miejscach zawzięcie kręciło kilku śmiałków, z których na finałowym brukowanym podjeździe najszybszy okazał się Mateusz Mrowiec (Gierałtowice).

Wśród Pań najwięcej powodów do sportowej satysfakcji miała pochodząca z tych stron Agata Korczyńska (aktualnie… Poznań!), która lekko i zwinnie pokonywała podjazdy wzbudzając podziw i zazdrość, szczególnie u nieco cięższych kolegów. Z kolei pozostawione z tyłu koleżanki nie krzywdowały sobie zanadto, zgodnie twierdząc, że właśnie zaliczyły jedną z piękniejszych i bardziej wymagających tras w życiu. Jako druga linię mety minęła Katarzyna Borkowska-Dudman (niezmiennie z Warszawy), a jako trzecia Urszula Harkawa z Nysy, która pod wpływem emocji dołożyła sobie na trasie małą pętelkę z dodatkowym podjazdem.

Mimo ogromnego zmęczenia wrażeń po rajdzie było mnóstwo, a w kuluarach przewijały się różne propozycje w kategorii „co się będzie śnić po nocach”. Pewnie największe szanse w walce o to miano mają usytuowane na trasie podjazdy – bezlitosna Rzeczka Górna czy ostry, częściowo wybrukowany finisz w Boguszowie-Gorcach, a może z pozoru niewinna Michałkowa. Ale w pamięć z pewnością również zapadną odcinki poprowadzone z dala od utartych szlaków i malownicze sudeckie pejzaże (w tym obowiązkowe o tej porze roku „rzepakowe łąki”). Były dobre asfalty i mocna jazda we frajdownym towarzystwie, były łatwe i szybkie zjazdy – ale też i takie trudniejsze technicznie, nieco karkołomne. Były skurcze, pot i łzy, chwile euforii i zwątpienia, zaciskanie zębów i dłoni na klameczkach tańczącej na wodzie kierownicy – bo przecież w trzeciej godzinie wyraźnie się ochłodziło, a w czwartej porządnie się rozpadało. Jeśli zaś czegoś nie było – to trzeba to wymyślić, a rajd powtórzyć.

Wszystkim Uczestnikom dziękujemy za wspólnie spędzony czas i znakomitą zabawę. Gratulujemy pokładów pozytywnej energii, nieprawdopodobnej woli walki na podjazdach oraz wytrwałości w docieraniu na metę – tym razem rajd ukończyli wszyscy bez wyjątku, do tego bez awarii czy wypadków [jednej tylko koleżance los spłatał psikusa i nie pozwolił wystartować – pozdrawiamy i pocieszamy: następnym razem się uda!]. Zapraszamy ponownie – również w inne regiony Polski!

Serdeczne podziękowania składamy również Gospodarzom rajdu (Miasto Boguszów-Gorce, OSiR Boguszów-Gorce, Powiat Wałbrzyski oraz Urząd Marszałkowski Województwa Dolnośląskiego), jak również Partnerom całego Cyklu (MARTOMBIKE, GOGGLE, ALPINBIKE / SPORT ARSENAL) oraz Patronom (Ministerstwo Sportu i Turystyki, Polska Organizacja Turystyczna, PTTK, Rowerem przez Polskę, Magazyn bikeBoard).